— Szaleńców, czy rozkochanych, to wszystko jedno, Pocałowała Dyanę w czoło, ukłoniła się Bussemu i uciekła.
Dyana chciała ją zatrzymać, lecz ujęta za rękę przez kochanka, puściła przyjaciółkę.
Bussy i Dyana sami pozostali.
Dyana spojrzała za oddalającą się panią de Saint-Luc, która poczęła zbierać kwiatki.
Bussy był przy jej stopach.
— Pan?, czyż nie dobrze uczyniłem?... — rzekł.
— Nie umiem udawać — odpowiedziała Dyana — prócz tego, pan znasz moje pragnienia. Lecz sam przyznasz, że przyzywając cię w duszy, byłam bardzo winną.
— Co mówisz, Dyano?
— Prawdę. Mam prawo uczynić nieszczęśliwym pana de Monsoreau, który mi zgotował tyle cierpień, ale nie mam prawa uszczęśliwiać drugiego. Mogę go unikać, odmówić mojego uśmiechu i miłości, ale nie powinnam względami obsypywać drugiego, bo on pomimo woli, moim jest panem.
Bussy cierpliwie słuchał tych zasad moralnych, złagodzonych nieco wdziękiem pięknej kobiety.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/836
Ta strona została przepisana.