— Do jutra i na zawsze.
Bussy nie mógł powściągnąć uniesienia radości; schylił się ku ręce Dyany i raz ostatni spojrzawszy na obiedwie przyjaciółki, oddalił się, albo raczej uciekł.
Czuł, jak mu było trudno rozdzielić się z tą, o której wątpił, aby kiedykolwiek był z nią złączony.
Dyana patrzyła za nim pilnie, słuchała jego stąpania, ginącego w zaroślach.
— A!.. teraz — rzekła Joanna — zapewne pragniesz ze mną rozmawiać?
— O!... tak — odrzekła Dyana, jakby ją ze snu przebudzono.
— Słucham cię.
— Jutro pójdę na polowanie z mężem i z twoim ojcem.
— Samą mię w zamku zostawisz?
— Słuchaj, przyjaciółko — rzekła Joanna — ja także mam zasady, ale są rzeczy, na które trzeba zezwolić.
— A!.. Joanno — zawołała pani de Monsoreau — jak możesz przyjaciółce coś podobnego doradzać.
— Trzeba mieć litość nad biednemi kochankami, jakiemi wy jesteście.
Dyana pochwyciła rękę młodej mężatki i wesołą jej twarz pocałunkami okryła.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/841
Ta strona została przepisana.