— Ostrożnie — zawołał — wyjm nogę ze strzemion, bo koń padnie.
W rzeczy samej, koń ciężko upadł na bok, ruszył nogą, jakby chciał zaorać ziemię, oddech zatrzymał, oczy przymknął, i zdechł.
— Panie — zawołał jeździec, pozbawiony konia — trzysta pistolów dam za twojego konia.
— A! Boże!... — zawołał Bussy przybliżając się.
— Bardzo mi pilno, proszę cię.
— Mój książę, bierz go za darmo — rzekł Bussy ze wzruszeniem, poznając księcia.
W tym czasie, słychać było odwodzenie kurka.
— Wstrzymaj się — zawołał książę Andegaweński — wstrzymaj się d’Aubigné. to Bussy.
— Tak, to ja Mości książę; dlaczegóż u licha zajeżdżasz konie o podobnym czasie?
— A! to pan de Bussy — rzekł d’Aubigné — kiedy tak, to książę więcej mnie nie potrzebuje; pozwól mi więc wrócić do tego, który mię posiał, jak mówi pismo święte.
— Jednak nie bez podziękowań i zapewnień szczerej wdzięczności — odpowiedział książę.
— Przyjmuję wszystko z wdzięcznością i przyjdzie dzień, że się przypomnę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/848
Ta strona została przepisana.