Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/849

Ta strona została przepisana.

— Mości książę — mówił Bussy — spadam jakby z obłoków.
— A więc nie wiedziałeś?... — rzekł książę z wyrazem nieukontentowania i nieufności. Będąc tu, zapewne na mnie czekałeś?
— Więcej nawet jak czekałem; lecz jeżeli Mości książę, chcesz przybyć przed zamknięciem bram miasta, dalej na koń...
Podał konia księciu, zajętemu wydobywaniem ważnych papierów, ukrytych pod siodłem. — Dalej Mości książę — mówił d’Aubigné odwracając się tyłem — powierzam cię panu de Bussy.
I pojechał.
Bussy prowadził księcia ku miastu, pytając siebie, czy książę, czarno ubrany, nie jest szatanem, który mu już szczęścia pozazdrościł.
Wjechali do Angres po pierwszem zatrąbieniu.
— Co teraz czynić, Mości książę?
— Udać się do zamku; niechaj wywieszą moję chorągiew, niechaj dowiedzą się o mojem przybyciu, i niech się szlachta zbiera.
— Nic łatwiejszego — odpowiedział Bussy, postanowiwszy udawać powolność dla zyskania czasu. Pancwie heroldowie!... — zawołał — uderzcie w trąby.