— Daj pokój; potem nudziłbyś się jeszcze okropniej.
— Ja sam nie wiem co robić.
— Może chcesz, żebym ci pazia zostawił? — rzekł Bussy z uśmiechem.
— Mnie?
— Tak, śliczny chłopiec.
— Dziękuję ci, nie lubię paziów; król pozwolił mi przywołać którego z moich, ale mu podziękowałem. Ofiaruj go królowi, może będzie zeń kontent. Co do mnie, wolę aby ml służyły kobiety.
— A ja ci go życzę — rzekł Bussy.
— Mój drogi — odparł Saint-Luc — wcale nie pora do żartów.
— Zastanów się.
— Ale nie.
— Mówię ci, będziesz zadowolony.
— Nie, nie, sto razy nie.
— Paziu, proszę do siebie — zawołał Bussy.
— Na Boga! — mówił Saint-Luc.
Paź odstąpił od okna i przyszedł zarumieniony.
— Na Boga! — mówił Saint-Luc osłupiały poznaniem Joanny.
— No i cóż?... — zapytał Bussy — mam go wziąć z sobą?...
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/87
Ta strona została przepisana.