żęcą mość. Ale mimo tego, na nic się wszystko nie zdało.
— Słuchaj — rzekł książę — mam myśl jednę.
— Do licha!... — pomruknął Bussy zawsze lękający się myśli księcia.
— Tak... Monsoreau ma pierwszą nad tobą korzyść, ja ci dam drugą.
— Jakto rozumiesz, Mości książę?
— Rzecz bardzo prosta; ty mnie znasz Bussy.
— Mam to nieszczęście.
— Wiem, że jesteś człowiekiem, który nie umie przebaczać.
— Jak się zdarzy.
Książę uśmiechnął się jeszcze złośliwiej jak pierwej, przygryzł usta i kiwnął głową.
— Mów jaśniej, Mości książę — rzekł Bussy.
— Chętnie. Wielki łowczy pozbawił mię kobiety, którą kochałem, aby się z nią ożenić, teraz ja go pozbawię żony, a zrobię z niej moją kochankę.
Bussy chciał się uśmiechnąć, ale się tylko wykrzywił.
— Pozbawić żony!... — wyjąkał.
— Nic łatwiejszego — mówił książę — jego żona powróciła do dóbr swoich, nienawidzi, jak mi
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/878
Ta strona została przepisana.