Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/88

Ta strona została przepisana.

— O!.. nie, nie — mówił Saint-Luc — winienem ci dozgonną przyjaźń.
Pan de Nancey zdziwiony giestami Saint-Luca, zaczął podsłuchiwać, gdy ruch z sali posłuchalnej przerwał jego uwagę.
— Ah!... mój Boże!... — zawołał Nancey — król się gniewa na kogoś.
— Jak sądzę, na księcia Andegaweńskiego, z którym przybyłem.
Kapitan poprawił szpadę u boku i udał się w stronę, z której hałas pochodził.
— Powiedz, że źle uczyniłem?... — mówił Bussy, zwracając się do pana Saint-Luc.
— Co tam takiego?... — zapytał ostatni.
— Jak sądzę, król kłóci się z księciem Andegaweńskim; musi to być cudowny widok i biegnę, aby nic z niego nie stracić. Ty przyjacielu, korzystaj z chwili i ukryj pięknego pazia.
— Muszę o tem pomyśleć.
— A zatem do widzenia.
Bussy kontent, że Henrykowi III-mu figla wyrządził, wyszedł z pokoju i udał się na galoryę, gdzie król zaczerwieniony z gniewu, rozprawiał się z księciem Andegaweńskim, bladym ze złości.
— Zapewniam cię, najjaśniejszy panie — mówił książę Andegaweński — że d’Epernon,