— Dam mu poznać, że tym sposobem ocaliłem mu życie.
— Wybornie!...
— Nie prawda?ż... Bussy, wyjrzyj oknem.
— Po co?..
— Wyjrzyj, proszę cię.
— Bobrze.
— Jaki czas?
— Muszę przyznać, że piękny.
— A więc kaź osiodłać konie, pojedziemy do Meridor.
— Czy znasz drogę, Mości książę?
Bussy od kwadransa grając komiczną rolę Maskarilla, udał, że wychodzi.
— Za pozwoleniem, Mości książę — rzekł znowu — wiele koni rozkażesz siodłać?
— Cztery, pięć, wiele ci się podoba.
— Jeźli oddajesz do mojej woli, Mości książę, rozkażę sto...
— A to na co?
— Aby wrazie potrzeby, mieć się czem bronić.
Książę zadrżał.
— W razie potrzeby? — zapytał.
— Nie inaczej; w tej prowincyi dużo jest lasów i nic dziwnego by nie było, gdybyśmy wpadli w zasadzkę.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/880
Ta strona została przepisana.