bardzo ważne — mówił do siebie Monsoreau — co począć?
— Wstawić konia do stajni — odpowiedział strażnik rodem z Alzacyi — jeśli go pana nie opsze o mura, ona upadnie.
— Dobra rada choć w złej francuzczyznie — odpowiedział Monsoreau. A gdzie są stajnie mój poczciwcze?
— Tam, dalej.
W tej chwili zbliżył się jakiś mężczyzna i oznajmił godność swoję.
Był to marszałek dworu.
Pan de Monsoreau odpowiedział nawzajem wyliczeniem imienia, nazwiska i tytułów.
Marszałek pokłonił się grzecznie; imię bowiem wielkiego łowczego było od dawna znane.
— Panie — rzekł — bądź łaskaw wejść i spocząć; zaledwie dziesięć minut jak książę wyjechał i zapewne dopiero na ósmą wieczorem powróci.
— Na ósmą wieczorem — powtórzył de Monsoreau przygryzając wąsa. Mam ważną księciu udzielić wiadomość; czy nie ma konia i przewodnika?
— Koni choćby dziesięć — odparł marszałek — przewodnik zaś na nic się nie przyda, bo książę nie mówił gdzie wyjeżdża, prócz tego, nie
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/898
Ta strona została przepisana.