Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/899

Ta strona została przepisana.

chciałbym rozbrajać zamku. Tego mi wyraźnie książę zabronił.
— A zatem nie ma tu bezpieczeństwa?
— O! przy takich ludziach jak pan Bussy, Livarot, Ribeirac, Entraguet, nie licząc naszego niepokonanego księcia, zawsze jest bezpiecznie ale jednak...
— Tak, pojmuję, kiedy ich nie ma...
— Tak panie.
— Wezmę więc ze stajni świeżego konia i będę szukał księcia.
— Tym sposobem, możesz go pan znaleźć.
— Czy pojechał galopem?
Stępo, panie.
— Wybornie; wskaż mi konia, którego wziąć mogę.
— Weź pan, którego ci się podoba.
Pan de Monsoreau wszedł do stajni.
Dziesięć, albo dwanaście koni najpiękniejszych pasło się u żłobu najsmaczniejszym owsem.
— Otóż są — mówił marszałek — wybierz pan.
Monsoreau, jak znawca spojrzał na konie.
— Wezmę tego skaro-gniadego, kaź mi go okulbaczyć.
— Rolanda!
— To on się Roland nazywa?
— Tak, to ulubiony koń księcia, jeździ na