— To nie odpowiedź, Najjaśniejszy panie.
— Prócz tego, Bussy był wyzywającym.
— Bussv?...
— Tak?
— Gdzie, kiedy?...
— Na balu u Saint-Luca.
— Bussy miałby pięciu wyzywać?... oh... nie, Bussy jest odważnym, ale nie szalonym.
— A ja ci powiadam, że sam słyszałem wyzwanie, prócz tego, dowód jasny, że mógł ich wyzwać, bo poranił Schomberga, d’Epernona i o mało nie zabił Quelusa.
— Nie mówił mi o tem, ale muszę mu podziękować.
— A ja nikomu dziękować nie myślę, tylko raz muszę skończyć z tym zawadyaką.
— A ja — rzekł książę — ja, którego napadają twoi przyjaciele, nie tylko w osobie Bussego, ale w mojej własnej, ja brat królewski, pierwszy w narodzie po królu, ja pokażę, czy kto będzie miał odwagę w oczy mi spojrzeć.
W tej chwili ukazał się Bussy, ubrany w zielony atłas, z haftami złotemi.
— Najjaśniejszy panie — rzekł, nisko się kłaniając — racz przyjąć moje uszanowanie.
— Przez Boga!... otóż i on — rzekł Henryk.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/90
Ta strona została przepisana.