Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/906

Ta strona została przepisana.

gła usunęła mu się pod nogą, upadł i aż jęknął z bólu.
Przechadzające się osoby, ostrzeżone upadkiem, spostrzegły pana de Monsoreau.
Piskliwy głos kobiety dał się słyszeć, a następnie szelest liści dał mu poznać, że spacerujący uciekli, jak sarny spłoszone.
Krzyk kobiety odbił się w sercu hrabiego, bo poznał głos Dyany.
Niezdolny poskromnić wzruszenia, wszedł znowu na szczyt muru łamał gałęzie, aby lepiej widzieć uciekających.
Wszystko znikło, cichość zaległa park, nawet cień nie ukazał się pomiędzy drzewami, a słowiki przyzwyczajone widzieć kochanków, nuciły pieśń i miłosne.
Co począć?... Park byt wielki i goniąc, można było napotkać nie tych, których się szukało.
Pan de Monsoreau myślał, że odkrycie, jakie zrobił, wystarczy na chwilę; prócz tego widział, że uniesienie nie pozwala mu działać z roztropnością, jakiej wymaga tak groźny nieprzyjaciel, jakim był książę Franciszek.
Niewątpił albowiem, że jego rywalem był książę.
Wostatku, gdyby to nie był książę, do które-