— Zkąd wnosisz?
— Z moich oczów.
— Więc widziałeś króla Nawarry?
— Widziałem.
— I nie powiedziałeś mi, że nieprzyjaciel przychodzi mi urągać w mojej stolicy
— Albo się jest szlachcicem, albo nie.
— I cóż z tego?
— Szlachcic nie jest donosicielem.
Henryk zamyślił się.
— A więc — rzekł — Bearn i Aujou, Franciszek i Henryk...
— Nie licząc trzech Gwizyuszów.
— Jakto! więc sądzisz, że są w związku?
— Trzydzieści cztery tysiące ludzi z jednaj strony — mówił Chicot do siebie licząc na palcach, dziesięć tysięcy z Aujou, ośm z Gujanny, szesnaście z Bearn, dwadzieścia pięć pod dowództwem Gwizyusza, to uczyni pięćdziesiąt dziewięć tysięcy ludzi; odtrąćmy chorych na podagrę, na reumatyzm i inne choroby, to jeszcze ładna sumka zostanie.
— Ależ Henryk Nawarski i Gwizyusz są nieprzyjaciółmi.
— To im nic nie przeszkodzi do połączenia się przeciwko tobie; łatwiej im przyjdzie pokonać siebie samych, gdy ciebie zwyciężą.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/951
Ta strona została przepisana.