Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/956

Ta strona została przepisana.

— Cóż tam nowego? — rzekła.
— Stało się, co powiedziałaś.
— Uciekli?
— Niestety!.. tak.
— A dalej?
— Alboż tego nie dosyć?
— A miasto?
— Miasto jest wzburzone; lecz jestem spokojny, bo trzymam je w ręku.
— A prowincye?
— Prowincye mogą się burzyć.
— I cóż myślisz uczynić?
— Mam jeden sposób.
— Jaki?
— Wydaję rozkazy pułkownikom, zwołuję milicyę, ściągam wojsko i uderzam na Andegaweńczyków.
— A Gwizyusz?..
— Gwzyusz!.. Gwizyusz!.. jeśli potrzeba, każę go uwięzić.
— Tak, jeśli ci się uda.
— Cóż wtedy począć?
Katarzyna skłoniła głowę na piersi i zamyśliła się.
— To co zamierzasz, niepodobne do wykonania, mój synu — rzekła.