Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/957

Ta strona została przepisana.

— A zatem dzisiaj nie mam natchnienie — zawołał król rozgniewany.
— Bynajmniej... lecz jesteś pomieszany; przyjdź naprzód do siebie, a potem, zobaczymy.
— Więc ty matko, myśl za mnie.
— Widzisz, mój synu, że wydałam rozkazy.
— Jakie?
— Względem wyprawy posła.
— Do kogo?
— Do twojego brata.
— Posła, do tego zdrajcy?... upokarzasz mię matko.
— Teraz być dumnym nie można — odrzekła surowo Katarzyna.
— Posła, który ma żądać pokoju?..
— Niech go okupi, jeśli potrzeba.
— Na co i po co?..
— A!.. mój synu, chociażby dlatego, aby później powiesić tych, którzy uciekli. Czyś nie mówił przed chwilą, że chciałbyś ich posiadać
— Na honor, za każdego z nich dałbym jednę prowincyę.
— Kiedy jest cel, to warto myśleć o środkach — mówiła Katarzyna głosem przenikającym, który w głębi serca Henryka, podniecał nienawiść i zemstę.