Ta strona została przepisana.
— A do kogóż?
— Lękam się, czy nie do Dyany, przyznam się, wolałbym...
— Jakto wołałbyś?
— Zapewne. Wiesz przecie, że nie ma większych samolubów nad mężów. Każdy dla siebie, Bóg dla wszystkich.
— Pięknie.
— Więc sądzisz, że tu ktoś wchodzi?
— Więcej niż sądzę, bo sam widziałem.
— Wdziałeś tutaj?
— Tak.
— Mężczyznę?
— Z panią de Monsoreau.
— Kiedy?
— Wczoraj.
— Gdzie?
— Tam na lewo.
I pan de Monsoreau powiódł Saint-Luca ku szpalerowi, gdzie wczoraj widział dwie osoby.
— Prawda — rzekł Saint-Luc — mur naruszony; muszę o tem uwiadomić barona, aby go kazał naprawić.
— Kogóż masz w podejrzeniu?
— Ja?
— Tak.
— O co?