— O przechodzenie muru, aby się z moją zoną, widywać.
Saint-Luc zdawał się namyślać, a pan de Monsoreau pytał:
— No có?ż
— Ja nic nie wiem; chyba...
— Co?
— Chyba ty sam tędy przełazisz.
— Nie żartuj mój drogi.
— Nie żartuję; w pierwszych dniach mojego ożenienia, tak samo robiłem, dla czegóż nie mógłbyś i ty tak robić?
— Powiedz mi szczerze, ja się niczego nie lękam. Jak mię kochasz, zrób mi tę przysługę.
Saint-Luc podrapał się w ucho.
— Mnie się zdaje, że to ty — rzekł.
— Daj że pokój z żartami, to rzecz nader ważna i mocno mię obchodzi.
— Kiedy sądzisz...
— Mówię ci, żem przekonany.
— To co innego, jak ten człowiek przechodzi?
— Ukradkiem, tajemnie.
— Często.
— Tak sądzę; na murze znać stopy, patrz tylko.
— W samej rzeczy.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/977
Ta strona została przepisana.