Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/987

Ta strona została przepisana.

— Dopiero co głos jego słyszałam...
— Właśnie dlatego umarł, że za wiele gadał.
— Saint-Luc, mój przyjacielu — mówiła młoda kobieta chwytając męża za ręce.
— Co? moja najmilsza?
— Ty coś przedemną ukrywasz.
— Ja?... nic, przysięgam ci; nawet powiem ci, gdzie umarł!
— Gdzie zatem?
— Tam, za murem, w tem samem miejscu, gdzie Bussy konia zostawiał.
— Ty go zabiłeś?
— Chciałaś, aby kto inny? było nas dwóch, ja powracam żywy, łatwy więc wniosek.
— Nieszczęsny!...
— Moja kochanko, on mię wyzywał, dobył nawet szpady.
— To okropne!
— Tegom się spodziewał; za ośm dni świętym go zrobicie.
— Ależ ty nie możesz tutaj pozostać!... — mówiła Joanna — nie możesz pozostać pod dachem człowieka, którego zabiłeś.
— Otóż właśnie dlatego przybiegłem, aby cię prosić o przygotowanie do drogi.