Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/999

Ta strona została przepisana.

Obsypywała księcia pieszczotami, całowała go i płakała, aż on sam się dziwił.
— Mój synu — rzekła — czy w bardzo wielkiem byłeś niebezpieczeństwie?
— Uciekając z Luwru, moja matko?
— Nie; ale po ucieczce.
— Jakto?
— Ci, którzy ci pomagali w ucieczce...
— I cóż?...
— Byli, twojemi nieprzyjaciółmi.
— Ona nic nie wie — pomyślał książę.
— Król Nawarry, wieczna plaga naszego rodu...
— Ha! — pomyślał Franciszek — ona wie wszystko.
— Czy uwierzysz, on się chełpi z tego i myśli ciągnąć korzyści.
— To niepodobna, jesteś w błędzie, moja matko.
— Dla czego?
— Bo on nie należał do mojej ucieczki, a choćby i należał, jestem jeszcze cały. Dwa lata już nie widziałem króla Nawarry.
— Nie o tem mówiłam ci niebezpieczeństwie mój synu — odrzekła Katarzyna, widząc ze jej raz nie trafił celu.