Ta strona została przepisana.
— O piątéj zrana.
Pojechali rzeczywiście i nazajutrz o tejże godzinie stanęli w porcie Utręcht.
— Otóż Amszterdam, zawołał Van-Dick z miną tryumfującą.
— Doprawdy, cieszę się żem tu przybył i że widzę to miasto, które pragnąłem od tak dawna poznać.
— Za półtory godziny zobaczysz je, od rzeki Hollender wysiadając na ląd.
— Jakto za półtory godziny! a dla czego nie zaraz?
— Ponieważ porty nie są otwarte, i dopiero około wpół do siódméj będą otworzone.
Otóż to przyjemnie! i cóż przez tenczas robić?
— Znajdziesz tu domy otwarte na nasze przyjęcie.
— Oberże?
— Tak jest.
A co znaczy ten tłum obdartusów?
— Oczekuje.
— Na co?
— Przybycia czółna, aby zanosić tłumoki podróżnym.
— A to co za obrzydłe cygany?