— To są żydzi.
— Wyglądają na bandytów!
— Są też nimi.
— Krzyczą jak psy. Czego oni chcą?
— Żądają twoich rzeczy.
— To tak jak w Liworno.
— Tutaj lepiéj, bo tu proszą a w Liworno sami zabierają.
— To prawda.. Czy mam im powierzyć rzeczy?
— Jeszcze nie, mieliby półtory godziny czasu aby nas okraść, oddasz im rzeczy skoro otworzą porty, a teraz zatrzymaj je przy sobie.
— A gdzie leży jama ukrywająca to stado kruków?
— W mieście; pokażę ci ją, to dosyć ciekawe, to się nazywa kąt żydowski.
I mówiąc to Van-Dick, kazał powieść swe tłumoki, które śledził wzrokiem nie bardzo pochlebnym uczciwości tego, co je ciągnął w swym wózku.
O w pół do siódméj otworzono porty, i tłum handlujących, z krzykiem rzucił się do miasta.
Już tak było szaro, że z trudnością byłoby wynaleść na calem niebie Amszterdamskiem kawałek błękitu.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1027
Ta strona została przepisana.