— Piękny czas, rzekł Van-Dick oddychając z roskoszą ojczystem powietrzem.
— Co pan mówisz? zapylał Tristan, który dobrze nie zrozumiał.
— Powiadam, że czas jest piękny, odrzekł dobrodusznie kupiec.
— Cóż u kata, pomyślał nasz bohater, cóż dopiero Van-Dick nazywa niepogodą.
— Teraz, rzekł Hollender, chodź ze mną.
— Przeszedł ulicę Ultrechtską aż do pierwszego mostu, z tamtąd obrócił w prawo, i uderzając po ramieniu swego towarzysza, nie spuściwszy jednak oczu z żyda ciągnącego wózek z rzeczami.
— Co myślisz, zawołał o tym domu wprost?
— Czy ten z kamiennymi schodami?
— Ten sam!
— Wspaniały.
— To nasz dom.
— Bardzo ci go winszuję.
— I z drugiéj strony do mnie należy, tam są składy.
— Od dziś nazywać pana będę Krezusem.
Tym czasem Van-Dick wszedł na schody prowadzące do drzwi. Schody te o czterech
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1028
Ta strona została przepisana.