dniący się handlem, mogący uszczęśliwić kobietę czterdziestoletnią, ale nie młodą dziewczynę, jaką byłam gdym za niego poszła, bo wówczas miałam lat szesnaście.
— Jakto! przerwał Tristan, Pani masz już rok dwudziesty szósty? a wyglądasz zaledwie jakbyś miała lat dwadzieścia dwa, i gdy spojrzę na tego chłopczyka co się bawi w ogrodzie, nie mogę uwierzyć, żeby to miał być twój syn, a raczéj założyłbym się, że on jest bratem Pani.
Pani Van-Dick, która miała dobrze lat trzydzieści pięć bardzo była zadowolona z téj grzeczności, i spojrzenia jakiemi dotąd darzyła Tristana, niczém nie były obok tego jakiem mu zapłaciła w téj chwili.
— Oh! wy Francuzi pochlebcy, jakże was można poznać! zawołała.
— Ja, pochlebca? Pani mnie jeszcze nie znasz.
— Oh! wiem ja, jaką jestem. Znam doskonale mój wiek i nietylko wydaję się na lat dwadzieścia sześć, ale nawet jakbym miała trzydzieści.
— Pani chcesz żartować.
— Niestety! tyle już wycierpiałam.
I wszystkie westchnienia, jakie dotychczas wydała pani Van-Dick, niczém nie były w porównaniu z tém, jakie wydała przytem wykrzyknieniu.
— Niech no tylko tak idzie daléj, pomyślał Tristan, to w domu tym nie zawsze tak będzie głupio.
— Cierpiałaś pani? odparł Tristan, jakiż więc szatan zazdrosny o twą piękność, potrafił zaćmić
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1063
Ta strona została przepisana.