— Teraz, ona już nie żyje.
— Biedny młodzieńcze!
I łzy? jakby na rozkaz, zabłysły w oczach Eufrozyny.
— Zapewne to była jaka panienka, którąś pan wykradł, mówiła daléj pani Van-Dick, chcąc wynaleść coś romantycznego w życiu Tristana.
— Nie, pani, to była moja żona.
— Pańska żona?
— Tak jest.
— Pan kochałeś swą żonę! a więc są na świecie żony kochane od mężów.
— Nie powinnaś pani wątpić o tém, że twój cię ubóstwia.
Pani Van-Dick kiwnęła głową.
— To mi wszystko jedno, odparła, bo pan nim się ożeniłeś, toś się zalecał swej żonie, nieprawdaż?
— Tak jest niezawodnie.
— Wieczorem, przechadzaliście się oboje po alejach cienistych i odosobnionych.
— Rzeczywiście.
— Ona ściskała pańską rękę, a w nocy marzyliście jedno o drugiem?
— Tak zupełnie.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1079
Ta strona została przepisana.