mówię téj obietnicy, ręce jego nie mogły nie odpowiedzéć tak częstym uściśnieniom, oczy, nie były zdolne odwrócić się od tych piersi na pół osłoniętych, które mu się okazywały przy bladém świetle gwiazd, jak pod zasłoną złotem nabijaną, a głowa nie była wstanie oddalić tego oddechu palącego, jaki wychodził z ust kobiety, która spoczywała na jego ręku. Wachał się zatem, zrobiwszy krok pierwszy, jak wyjść z tego położenia: czy dotrzymać obietnicy, czy złamać przysięgę i przestąpić ostatnią granicę oddzielającą go od zupełnego wiarołomstwa, kiedy głos Athenais dał się, słyszeć.
Pani an-Dick skoczyła, jakby jéj przyłożono rozpalone żelazo. Nie był to ani wstyd, ani obawa, było to tylko naturalne wrażenie, niespodziewanego głosu, który nagle wstrząsnął jéj zmysły osłabione.
— Co takiego? zapytała, wstając i poprawiając z wielką wprawą swą toaletę.
— Pani! krzyczała Athenais na drugim końcu ogrodu, kataplazm już gotów, a pan Edward chce koniecznie, żeby pani mu go przyłożyła.
— Zaraz tam idę.
Athenais oddaliła się.
— Słuchaj, rzekła Eufrozyna, ściskając rękę
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1161
Ta strona została przepisana.