W tém nagle, jakby poczuwając niespodziane natchnienie, uderzyła się ręką w czoło, i biegnąc prawie przez rozmaite ulice, skierowała się ku najsamotniejszéj części miasta.
W miarę, jak się od środka miasta oddalała, zgiełk się uciszał, a widnokrąg objaśniał, niezakrywany już domami. Weszła wreszcie w spokojną, cichą, nieludną ulicę, zwiastującą, że wieś już niedaleko, i obiecującą spokój i odpoczynek. Kilkoro tylko igrających dziatek, kilku przechadzających się, chcących wolniejszém od handlarskiego odetchnąć powietrzem, całą ludność téj ulicy składało; ulicy kończącéj się rozległą równiną, gdzie nie gdzie białemi domami zasianą, których nieufni i podejrzliwi mieszkańcy, znać woleli zdaleka patrzeć na cywilizacyę, niżeli do niéj należéć.
Dodajcie do tego złote pola, z drżącemi kłosami za każdem powiewem wiatru, a w dalekim, horyzoncie, małe chmurki dopiero za nachyleniem się kłosów widzialne, a będziecie mieli obraz spokoju. Właśnie też, nawet sama pani Van-Dick tę cichość i spokojność, zaczęła porównywać, ze swoją nienawiścią i zburzoną duszą, i ztąd wynikło, że obiecała sobie tém bar-
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1250
Ta strona została przepisana.