dziéj się zemścić na osobie, która ją w tak sprzecznym z błogą naturą postawiła sianie.
Nareszcie, przybyła do domu z miłą powierzchownością; przy gzymsach okien wystających na zewnątrz, widać było korzystających z gościnnego przytułku kilka gniazd jaskółczych.
Okna domu, ostatnie promienie słońca złociły, i zdawały się ogarniać go w opiekę swoją, ostatniém wejrzeniem i żegnać schludny domek biały jakby mówiąc: „Do jutra“ jak przyjaciel, zmuszony porzucić wieczór przyjaciela, powtarza mu to samo słowo.
Na wystawie domku, tworząc jakby arabesk, wił się pięknym kształtem winogrod, to miejscami trzymał się prowadzącego go sznura, to upadał i rzucał cień festonami z gron różowanych.
Ptaki śpiewały w oknach pierwszego piętra, i głosem odwdzięczały słońcu za codzienne jego odwiedziny. Słowem, było to spokojne a najweselsze w świecie mieszkanie, o którego progi nigdy zła myśl nie trąciła się nawet.
Pani Van-Dick zatrzymała się, jakeśmy to powiedzieli, przed domkiem, postąpiła po dwóch stopniach przed gankiem i poruszyła ładnie rznięty młotek pośrodku drzwi będący.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1251
Ta strona została przepisana.