Ta strona została przepisana.
Przez ten czas, pan Mametyn wracał do żony; gdy go nadjeżdżającego spostrzegła Ludwikai, wyszła na przeciw niego i zapytała:
— No! i cóż się stało?
— Oto twój protegowany pozostaje u Van-Dicka.
Ludwika lżéj odetchnęła.
— Czyś go widział? dodała.
— Widziałem; bardzo jest zajmującym, i Van-Dick żadnym sposobem nie chce się z nim rozdzielić.
— Więc mu znalazłeś taką rzeczą miejsce?
— Znalazłem.
— A gdzie mój drogi?
— U ciebie w domu.
Na to, Ludwika zbladła. szczęściem że mąż tego nie widział.
— Czy cię to dziwi moja droga? bo chociaż nie widział Ludwiki, usłyszał jednak ten lekki wykrzyknik zadziwienia.
— Naturalnie że się dziwię.
— Dla czegóż?
— Jest to człowiek, którego oboje wcale nie znamy.
— Sama się za nim wstawiłaś.