zyny, tém huk intsrumentu i muzyki zdawał, się przeraźliwszym.
W chwilę potém wrócił.
— No! i cóż tam? zapytał pan Van-Dick, widząc zbliżającego się przyjaciela, towarzysza nieszczęścia.
— Oto klucz jest we drzwiach.
— A więc zejdźmy teraz.
— I cóż tam robić będziemy?
— Zobaczysz. Spuść się na mnie.
Obadwa wtenczas zbliżyli się do kwadratu prowadzącego do pani Van-Dick.
— Idźmy bardzo cicho.
— O możesz pan iść jak ci się podoba, odezwał się Tristan, bo gdyby nawet dom się walił, ręczę, że pani Van-Dick w swojém zapale muzycznym, tego by nie usłyszała.
Przybyli do drzwi od pokoju.
Pan Van-Dick otworzył, a słowa nie wymowiszy przysunął się do fortepianu i uchwycił go silną ręką.
Eufrozyna tyle była zdziwiona tą niespodziewaną podwójną wizytą, że ręce jéj opadły i grać przestała.
— Po co tu przychodzisz? zapytała wstając z krzesła.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1314
Ta strona została przepisana.