będzie teraźniejszemu, wypadnie mu koniecznie życie sobie odebrać.
Dokończył zawiniątek i pakunków swoich, wśród woni i śpiewu całéj natury, téj wiecznéj pocieszycielki uśmiechającéj się do serc zbolałych, pokazującéj czasem w jednym promieniu słońca, drogę całą do nadziei, przyszłości i szczęścia.
Gdy wszystko ukończył i zgromadził co miał z sobą do zabrania, pożegnał się z temi ścianami, z pokojem w którym sobie być szczęśliwym obiecywał i zszedł do pana Van-Dicka.
Znalazł kupca jeszcze nie ze wszystkiém ze wzruszenia ochłoniętego, i piszącego z takiém zajęciem listy, że nawet głowy za otwarciem drzwi i przyjściem jego nie odwrócił.
Tristan zbliżył się do pana Van-Dicka, a widząc go ciągle jednostajnie robotą swoją zajętego, wymówił do niego:
— Jeżeli panu przeszkadzam, to się oddalę.
— A to ty przyjacielu! niewidziałem cię, przebacz mi. No i cóż mówisz na to co się działo?
— Nie mnie przystoi, objawiać panu moją opinię.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/1329
Ta strona została przepisana.