dém przeczytaném słowem, biedna kobieta przeciągała ręką po czole, jak gdyby się bała zmysły utracić. Łzy ją dusiły, a nadto cierpiała aby płakać mogła, po skończeniu listu męża, ledwie że te słowa wykrzyknąć zdołała.
— Boże! mój Boże! on już nie żyje!
I upadla na krzesło, z przytłumionym boleścią oddechem: mając oczy nieruchome, późniéj zerwawszy się z miejsca, włożyła na siebie szal i kapelusz zeszła szybko po wschodach koło odźwiernego, nie powiedziawszy do niego słowa i zaczęła biedź jak obłąkana przez pola Elizejskie do lasku Bulońskiego, jak gdyby w téj rozległéj przestrzeni, miała nadzieję znaleść miejsce gdzie Tristan swój straszny zamysł wykonał. W dwie godziny, Ludwika przebiegła ulice, drogi, gęstwiny, podrapała sobie ręce i twarz do krwi, biegła bez przytomności, bo żeby była mogła na chwilę zebrać myśli, byłaby się zapytała odźwiernego, o któréj godzinie Tristan wyszedł; zażądałaby pomocy nie zaś sama szukała w takim labiryncie jak lasek Buloński, gdzie biegając godziny całe znalazła się w tém samém miejscu zkąd wyszła. Jednakże wszystko koło niéj tak było spokojne; tyle było śpiewu i woni
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/231
Ta strona została przepisana.