żadnej zmarłéj kobiety, z czego Tristan mógł się upewnić, że Ludwika żyła jeszcze, nasz ranny zaczął miéć nadzieję i jadł aby ją utrzymać.
Pogoda zawsze trwała, a w chwili, gdy Tristan miał wstawać aby zbliżyć się do okna i patrzéć na słońce, a razem starać się rozpoznać okolice w któréj się znajduje, głos który już był słyszał, obił się o uszy jego, już nie smutny i stroskany, lecz pełen pociechy i nadziei. Gdy ostatnia zamilkła nóta, Tristan usiadł przy fortepianie i zaśpiewał głosem czystym, któremu słabość nowego dodawała wdzięku:
O śpiewaj! śpiewaj mi jeszcze,
Śpiew dźwięczny słodki niewieści!
Twym śpiewem mą duszę pieszczę,
Jak się twoją niebo pieści.
Śpiew twój, to lube marzenia
Matki przy śpiącéj dziecinie,
To tkliwe ciche zwierzenia
Kochanków w szczęścia godzinie.
Śpiewaj, bo głos twój pociesza
Kogóś, co cierpi przy tobie,
Dusza jego z niém się miesza.
O szczęściu śmie marzyć sobie.