ryki, czuł, nie mogąc zdać sobie sprawy z tego, jakąś błogość rozlewającą się w całéj istocie swojéj. Pojęcia jego rozjaśniały się, odpychały przeszłość, a z tą przeszłością postać białą i bladą Ludwiki, która utracała natenczas rzeczywistość, i nikła jak widmo w oddaleniu i ciemności. W chwili jednak niebytności hrabiny, Ludwika znów dla niego była rzeczywistością i schodziła z miejsca trzeciego planu obrazu, aby zająć na nim pierwsze.
Ta zmiana miejsca, dokonała się w czasie przeprzągania koni. Pocztylion szukał przez kilka chwil Józefa mającego siedziéć na koźle, a że nie ruszał daléj, odezwała się więc hrabina:
— No! przyjacielu, czemu nie jedziesz?
— Bo szukam służącego pani.
— To napróżno! on jest tu w pojeździe.
— W pojeździć? odrzekł zdziwiony pocztylion. A! no! to przynajmniéj jeden z tych co to nie są nieszczęsliwi: dobrze, dobrze, dobrze!..!
Wsiadł na kozioł i ruszył świszcząc znaną woźniców piosneczkę:
..zobacz czy nie jadą?“
Tristana wzięła chęć skarcić pocztyliona, pozwalającego sobie robić niedorzeczne uwagi.