że gdybyś nietylko z ust ale nawet z serca wydobył mowę, jeszcze takowa nie sianie za jednę milę tego nocnego koncertu. W małym kościółku nie bardzo odległym, słychać było dzwonienie na Anioł Pański, tę dobranoc niebu od ziemi, te ostatnią do Boga prośbę. Zdawało się, że cała natura z ptakami, liśćmi na drzewach, ze wszystkiemi robaczkami, łączyła śpiew swój z brzęczącą dzwonu modlitwą. Łódki z białemi żaglami przepływały kiedy niekiedy po jeziorze, jak przemijające obłoczki, dopóki nie przypłynęły do krańca, gdzie woda liczy się z widnokręgiem; tam dopiero oświetlone, ukazywały się jak ta łódź Zbawiciela z któréj Piotra malował. Była to ta święta, czysta pora, w któréj się pojmuje cale szczęście że żyjemy.
Młodzi ludzie, szli drogą aż do miejsca w którém łódź była przygotowana.
Łódź była prawdziwą gondolą wenecką, z przodem w kształcie szyi łabędziéj, ze swoim pokoikiem zaciemnionym firankami, w którym tylko dwie osoby mieście się mogą, a poprzedzonym miejscem dla przezornego wioślarza, przenikającego myśli tych, których wiezie, unosi i kołysze.
Henryka z Tristanem weszli do łodzi, wiosła
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/403
Ta strona została przepisana.