— Mnie uratowała kobieta.
— A mnie Karol, odpowiedział Henryk.
— Karol, wykrzyknął Tristan, więc on nie umarł?
— I owszem.
— Tristan, który przez chwilę miał nadzieję ze Karol żył jeszcze, i że następstwem tego, będzie mógł wrócić do Francyi, upadł pognębiony na krzesło: zimny pot oblał mu czoło.
— Lecz jakże mógł pana wyratować?
— Ponieważ życie jego na tym święcie, na to zdaje się daném mu było, aby strzegł mego życia.
— Ale jednakże, jak to się stało?
— O to tak: że gdy usłyszałem huk twego wystrzału, natychmiast opuściłem się, czyli powiesiłem; wtedy ten nieszczęśliwy którego śmiertelnie raniłeś zerwał się, zbliżył do drzewa, a ponieważ ciało moje ciężarem swoim tak naginało gałęź że dotykałem się prawie murawy, miał jeszcze siłę pociągnąć mnie aż do saméj ziemi. Myślałem z początku że on mnie doduszał, ale przeciwnie, dobył noża z kieszeni i uciął postronek, chciał coś przemówić, lecz upadł obok mnie prawie już zduszonego.
— I cóżeś potém zrobił?
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/439
Ta strona została przepisana.