progu przed białym domkiem, umarmurowanym promieniami słońca, które się przedzierały przez gałęzie drzew dom ocieniających, spostrzegliśmy pojazd przybywając drogą i który się zatrzymał niedaleko. Ledwie ujrzeliśmy kobietę wysiadającą z niego, gdy Karol krzyknął: „Ah! to mama!” i począł biedź ku niéj.
„Mnie najpiérwéj to na myśl przyszło, że nie miałem matki, któraby choć piechotą do mnie przyjść mogła, a jednakże zazdroszcząc szczęścia Karolowi, zacząłem także biedź za nim, trochę w oddaleniu, bo ma się rozumiéć, że ani tchu takiego nie miałem ani siły nóg moich, nic wyrównywały memu towarzyszowi. Mój mleczny brat, dobiegł już rodziców, gdy ja prawie jeszcze dwadzieścia kroków w tyle pozostałem; uściskali go, jak zdaje się zawsze rodzice dzieci swoje ściskają, to jednak, mimo woli mojéj, ścisnęło mi serce: kiedy postrzegli żem przybiegł, głaszcząc mnie rękami pod brodę, wymówili ze śmiechem:
„Dzień dobry, mały człowieczku!
„Potém, jechali; drogą do domu, zabrawszy z sobą Karola, a mnie zostawili samego, tak, że musiałem napowrót w cichości i samotnie odbyć drogę, którą nareszcie przebiegiem.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/63
Ta strona została przepisana.