— To tylko gra słów odpowiedział, to jest właściwe Sabaudyi.
I rozśmiał się.
— Ah! rozumiem teraz, to śliczne słówko panie! i widzę, że muzyka rzetelne wrażenie na panu sprawia!
Skłonił się i wyszedł z buduaru; wychodząc spotkał się z Leą, która go zapytała:
— Już pan odchodzisz?
— Tak jest moja śliczna, słyszałem mego wychowanca, i jestem uszczęśliwiony, lecz jedna rzecz zatruła moją wesołość.
— Cóż takiego? niespokojnie zapytała młoda kobiéta.
— Ten pan blondyn zrobił kalambur.
— Ah! nieszczęśliwy!
— I któren mi wytłumaczył, pojmujesz boleść moją.
— Mój biedny, kochany mistrzu! możebyś się czego napił, co przejadł, toby ci może dobrze zrobiło.
— Nie, dziękuję, odrzekł mały starzec. Ależ ten pan to wielkim jest głupcem.
— Cóż chcesz? jest bogaty.
— W takim razie, niech weźmie lożę, a przebaczę mu.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/680
Ta strona została przepisana.