— Tak jest kochany mistrzu, byłeś więc ze mnie zadowolonym wczoraj?
— Zadowolonym!... zachwycony byłem! Boś też był wspaniałym! Przypomniałeś mi mego tenora co to umarł z miłości... a propos, miłości strzeż się!
— Czego się mam strzedz?
— Wczoraj podchwyciłem pewne spojrzenia.
— Któreby mnie mogły któregokolwiek dnia uszczęśliwić?
— Nie, któreby i owszem mogły to zrobić że głos byś stracił.
— A z jakich oczu wychodziły te spojrzenia?
— Nie wiesz?
— Zupełnie nie wiem.
— No! w takim razie jeszcze się znałeść może ratunek, więc ci nie powiem.
— Źle zrobisz, bo zamiast jednemu, będę wierzył wszystkim spojrzeniom, i niebezpieczeństwo będzie większe.
— No! błyszczały wejrzenia z oczu czarnych.
— Ah! doprawdy! które się nazywają.
— Nazywają się Lea.
— Już je znałem.
— Oczy?
— I spojrzenia także.
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/699
Ta strona została przepisana.