— Otóż to jedna z tych, którą czuć już sośniną; rzekła moja matka.
— Nie wiedziałam w owéj epoce ile zawierało się nikczemności w tych wyrazach, jednakże zbladłam i spojrzałam się na matkę, tyle bowiem wyraz głosu jéj był tym razem dla mnie przerażającym. Już tylko com się jéj nie zapytała, co to się znaczy, jak kogo czuć sosną, lecz nie wiem co mi przeszkodziło, zdaje mi się, że bojaźń usłyszenia czegoś okropnego; milczałam więc. Tylko tyle że z płaczem moją lalkę całowałam.
— Wieczorem, staruszka wróciła jak zwyczajnie, ale choć nawet drzwi jéj zamknięte były, słyszałam, przecież że kaszlała; dopóki ją tylko kaszlącą słyszałam póły nie mogłam zasnąć. Nareszcie ku dniowi zdało się że ucichła, zasnęłam, ale nie na długo.
— Jakem się obudziła, deszcz zaczął padać; ale że to było w lecie, moja matka powiedziała że padać długo nie będzie, i że skoro przestanie, my wyjdziemy; wyszłam sobie na trotuar, to bowiem często sobie pozwalałam, i pobiegłam zasztukać do mieszkania matki Toussaint.
— Matko Toussaint! wołałam przez dziurkę od klucza, matko Toussaint!
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/729
Ta strona została przepisana.