Ta strona została przepisana.
— I cóż mi to szkodzi?
— Niszczysz mnie.
Tristan zbliżył się chcąc drzwi zdobyć.
— Słuchaj, wymówił impresario z resztką w sercu nadziei i wyciągając ręce, chcesz że jednéj rzeczy?
— Jakiéj?
— Czy nie zezwoliłbyś, abym ja na twojém miejscu poszedł rozmówić się z twoją żoną?
— O wcale nie: ja sam chcę z nią mówić.
— Przyjdzie do twojéj loży, obowiązuję się sprowadzić ci ją, tylko dokończ twojéj roli.
— Już niemam głosu.
— Oznajmię publiczności.
— Odejdź że pan do djabła!
— Nie wyjdziesz!
— Zobaczymy!
— Więc mnie zabijesz!
— No! to cię zabiję!
To słowo impresaria natchnęło rozwagą.
— Czyż cię już nic nie wstrzyma?
— Nic na świecie.
— Więc dobrowolnie mnie niszczysz.
— Chcę tylko pomówić z moją żoną i nic więcéj.