— Żadnego.
— Czy nie miał w Medjolanie jakiego przyjaciela u którego się może przechowywa?
— Nie, miał tylko kochankę, nasza, pierwszą śpiewaczkę.
— Ah! miał kochankę! powtórzyła młoda kobieta z pewnym rodzajem wzruszenia.
— Mój Boże pani! może źle robię że ci to wszystko objawiam, aleś mnie pani prosiła żebym ci prawdę mówił.
— Mów pan daléj, bardzo cię oto proszę!
— No! otóż pani! śpiewaczka go nie widziała.
— A jednakże kocha ją?
— Tak jest, ale na nieszczęście, widać że nie dość ją kochał.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— To chcę powiedzieć że gdyby ją był bardzo kochał, byłby żony zapomniał, nie byłby się jéj widokiem tak zmięszał, nie byłby ze sceny ociekł i mnie tém niszczył.
— Mój Boże przebacz mi pan że ci te wszystkie zadaję pytania, ale późniéj dowiesz się pan jaką te wiadomości cenę mają dla kogoś, a natenczas pewna jestem że mi przebaczysz. Racz więc pan powiedzieć mi jeszcze czy wiesz dla jakich okoliczności oddalił się od żony?
— Chciał się zabić, i istotnie strzelił do sie-