spojrzawszy się na twarz zacnego kupca, dostrzegł; że dobrodusznością i niewyrazistością holenderską, weszłą już aż w przysłowie, odwoływała posądzenie go o dowcip.
— Już pan dawno masz tego komisanta?
— Dwa lata, miałem inszego pieréj, ale to był ladaco, Eufrazya nie miała w nim zaufania. Eufrazya to jest imię mojéj żony. Tak dalece żem się z nim pożegnał, bo w ważnych sprawach od których zależy moja spokojność, słucham dosyć Eufrazyi, oszukiwał ją.
— Oszukiwał ją? powtórzył Tristan nie wiedząc w jakim sensie miał rozumieć te słowo.
— Tak oszukiwał ją, biédną kobiecinę, a jednakże ona go tak lubiła.
— Oh! pomyślał sobie Tristan, to już za wiele; ten biedny jegomość albo jest waryatem albo jakim Richelieon opasionym, i zapytał się znów głośno Holendra, a ten teraźniejszy nie oszukuje pańskiéj żony?
— O! co ten to jest wzorem, nadskakującym jéj i mnie; jeżeli tak ciągle sprawiać się będzie, zbogacę go, i ożenię nawet, jeżeli tylko Eufrazya nie będzie temu przeciwna.
— A czemuż by się miała temu przeciwiać?
Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/979
Ta strona została przepisana.