— Jak spółka, to spółka — dobrze, wybierojmy. Cy chces z wierchu, cy od spodu?
— Moje z wierchu — powiado djabeł. Bo se myśloł tak: — kiej ón te ziemnioki nozem zepsuł, to juz pewno nic nie będzie pod spodem.
Bez ćtery niedziele, nic nie beło widać tych ziemnioków, ale w jeden poniedziałek wszystkie pieknie powschodziły.
Djabeł bez ten cały cas bojał się, cy wygro, cy przegro; jak zobacył zielone krzocki, tak sie uciesył. Zacon gmyrać pazurami w ziemi, zeby zobacyć, co się z temi ziemniokami stało, co chłop zasadził i obocył, co na nic, pokurcone i zcyrzniałe, tak se wycion holupce i powiado:
— Dobra nasa, jus go mom!
Na jesieni powiado chłop do djabła:
— No bierz swoje z wierchu!
Djabeł powyrywoł suche badyle, popakowoł do worków, a chłop potem ziemnioki wykopoł i pojechali oba do miasta sprzedajać.
Djabeł stanon se z wozem, naładowanym temi badylami i wołoł:
— Panowie gospodorze i panie gospodynie kupujcie mój towar!
Okropnie sie z djabła wszyscy uśmieli, az ich kolki spierały.
A chłop ziemnioki drogo sprzedoł, bo nie poobrodzały stronami. Tak potem pokazuje djabłu pieniądze i powiado:
— Przegrołeś kumciu!
Strona:PL A Piotrowski O chłopie co dyabła oszukał.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —