Przeglądał następne listy, dla zrobienia ogólnego obrachunku.
— Amsterdam, Haga, półmiljona dla saméj Holandyi, Wiedeń i cala Austrya tyleż... Warszawa... ach to bagatela. Węgry ojczyzna Madziara i Wandy osiemkroć stotysięcy franków, pozostają kięztwa... Razem przeszło półtrzecia miljona. Nie mówmy już o tem, lękam się aby nie mówiono za wiele.
Głowę ociężałą ukrył w rękach, zdawało się mu że w niéj spoczywa roztopiony ołów.
— Wszystko w méj głowie jest w płomieniach, mózg i namiętność... Nieumiem inaczjé ugasić pożaru jak złotym deszczem. Ugasić? czyż mogę kiedy? a zresztą niechciałbym tego. Ach Wanda! ta kobieta za pośrednictwem jakiego talizmanu wplątała mnie w swe sidła i panuje nademną? Och mniejsza o to! wszak nie jestem z tych chwiejnych umysłów, co się lękają dobrowolnéj niewoli: Ona mnie nienawidzi, należę do niéj, wiem o tem, ale ona mi jest niezbędna i bodaj świat przepadł, aby ona tylko była moją!
W téj chwili usłyszał bankier dzwonienie, skoczył więc i rzekł do lokaja na wszystkich szwach liberyi galonowanego.
— Nie otwieraj nikomu!...
Nosowy głos nacechowany wschodnim akcentem, odezwał się za drzwiami.
—Zdaje się że mi tu nie każesz czekać?
— Riazis o téj godzinie? czego on chce odemnie? dozwól wejść...
W półtory sekundy bankier rozważył co mogło sprowadzić Dostojnika o téj porze dnia, myśląc w duszy: Azyaci mają pewne natchnienia rodowe, a ich sumienie obfituje w dobre rady na użytek sumień nieczystych. Zresztą jest on najbystrzejszy z moich wspólników.
Lokaj stał jeszcze nieruchomie z głębokiem uszanowaniem, kiedy bankier niecierpliwie rzekł mu: Już powiedziałem abyś dozwolił wejść przybyłemu. Potem szybko zebrał listy rozrzucone i złożył takowe pod elegancki przycisk do papierów. Muzułmanin był również blady i znękany.
— Wszystko idzie źle! wyjąkał rzuciwszy się na otomankę stojącą w kącie gabinetu i w cieniu umieszczoną.
— Komuż to powiadasz? odpowiedział bankier podniósłszy ręce do nieba, był to giest niezwykły u niego, bo niebo nie miało nic wspólnego z interesami tu na ziemi według pojęć bankiera, który dodał, udając serdeczne współczucie. Jakiż wiatr cię tu sprowadził?
— W iatr zniszczenia! potrzebuję 25,000 franków na sobotę.
— Dwadzieścia pięć tysięcy franków! nie ma o co szyi łamać. Jednak nie mogę ich dać w téj chwili, bo moje termina trzech miesięczne upływają a wynoszą około trzech miljonów; znasz awanturę z Furgatem, ponieważ jesteś dyrektorem stowarzyszenia dwudziestu i jeden.
— Więc też w charakterze waszego zwierzchnika przyszedłem do ciebie, wiesz dobrze że dawniej nigdybym nie śmiał tego od ciebie wymagać.
— Nie mam funduszu.
— Trzeba go znaleść.
— Niemam czasu topić się w szczegółach moich stosunków.
— Niema tu wcale nowego topienia się, byłoby to w nienajlepszym tonie, zwłaszcza kiedy marznie na dworze, mówię tylko o bagateli, o nędznym tysiącu luidorów, którego potrzebuję i jestem najmocnijé przekonany, że mi go grzecznie ofiarujesz.
— Już oświadczyłem, iż to jest najzupełniejszem niepodobieństwem; powiedział obojętnie bankier, układając i chowając papiery do biórka.
— Niepodobieństwo nie jest francuzkim wyrazem! My mieszkańcy Wschodu mamy różne przenośnie nic nieznaczące, podążamy tam gdzie nasza ognista natura nas popycha. Skrucha nieznana jest w naszéj polityce, ani w naszej religii; jeżeli kiedy zdarza się, iż żałujemy naszego postępku, to wtedy dopiero dosyć zostaje czasu do zrobienia rachunku sumienia. Nadto, występek za który pokutujemy, staje się większą moralnością.....
— Jak cnota, która nigdy nie zna pokuty — odpowiedział Robert, z wybuchem djabelskiego śmiechu, wyszczerzając zęby krwiożerczego kaimana. Złą chwilę wybrałeś mój księżę na rozpoczęcie współpracownictwa do wodewilów, gdyż jesteśmy już blizcy piątego aktu dramy; lękam się tylko i dokładam wszelkiéj usilności, aby ani książę, ani ja nie doznali w ostatniej scenie losu, przygotowanego przez zdrajcę. Postąpimy więc mądrze, gdy zostawiwszy na boku osobiste namiętności, połączemy nasze siły dla uniknienia katastrofy. Dwadzieścia pięć tysięcy franków, których potrzebujesz, mogą być użyte skuteczniéj, pozostając u mnie w portfeilu. Powiadam użyte skuteczniéj, a rozumiem to więcéj dla twój osoby, niż dla mnie.
Nie bawmy się w ślepą babkę między sobą jak dzieci, czas okazać się ludźmi.
— Gdzież więc, lękasz się, ażebyśmy nie zaszli.
— Do licha, gdzież, jeżeli nie do sądu przysięgłych! jak tylko można najprościéj.
— W najgorszym razie to twoja droga, jesteś bowiem handlarzem pieniędzmi i stajesz się niewypłacalnym. Co najwięcéj bankrutujesz. Lecz my ludzie światowi, nie mamy nic wspólnego z prowadzącemi książki podwójnéj buchalteryi...
— Być może, kto to wie?
— Byłabyż to pogróżka?
— Lecz...jakkolwiek nie stanowi to istotnéj pogróżki, to tym którym śmierć zagląda w oczy, może przyjść chęć użycia rozkoszy w ostatniéj godzinie życia. Są tego przykłady: Sardanapal spalił się ze wszystkiemi niewolnikami.
— A więc, — przerwał Riazis odzyskawszy w swych oczach zbytkiem wycieńczonych odblask metaliczny — byłby to koniec bardzo nędzny?
— Oprócz okoliczności nieprzewidzianych, prawdziwy koniec końca.
— Myślałem o tem. A gdy nasza myśl ociężała u nas ludzi Wschodu, raz skupi się naglona fatalizmem lub potrzebą, co na jedno wychodzi, gdy więc powtarzam pomyślimy nad waszemi kombinacyami jako ludzi ucywilizowanych, to wtedy nagle, prawie cudownie nasze pojęcia stają się ja sne, zadziwiające. Założyłbym się, żeś nigdy na seryo nie badał systemu zabezpieczeń na życie.
Mówiąc to poszukał w kieszeni i wydobył z niej pugilares, który położył na kominku.
— Tak — odpowiedział Kodom, z niejaką nadzieją, ale i z pewnem niedowierzaniem. Lecz ani my, ani żaden z naszych towarzyszy, ani też ja przy-
Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/107
Ta strona została przepisana.