Człowiek zwany Waszą dostojnością, zamyślił się chwilę, a potem akta na dawniejsze miejsce położył. Stał się on posiadaczem tajemnic wielkiéj liczby mieszkańców Paryża. Władza któréj zapragnął, tak straszną mu się wydała, że uczuł potrzebę spoczynku. Prawo ojcowskie mimo swéj surowości, dozwalało czasami preskrypcyi. Przebaczenie nie istniało dla ofiar Furgata! Ich akta były tu. — Kradzież tych była niebezpieczną, bo mogłyby wyśpiewać, to jest wykryć wątek, po którym wyśłedzonoby bandę. — Naczelnicy szajek złoczyńców byli zwykle bez litości. — Dla przewódcy zwykła dzikość, lub płoche okrucieństwo złodziei na publicznéj drodze, nie stanowiło dostatecznej władzy nad tém stowarzyszeniem, z pod praw ludzkich wyłamującém się.
Niekarność jest śmiertelną nieprzyjaciółką tych wszystkich band, które składają korporacyę na czas ograniczony.
Palacze, fałszywi szuani, towarzysze Jehu, nie wytrzymują natarcia żandarmów. Trzeba się udać w góry, ażeby znaleść kilka gniazd bandytów, którzy utrzymują okolicę w posłuszeństwie przez postrach... Nikt nie odważy się ich denuncyować. Kara nie prędko następuje, ale zemsta natychmiast.
W Paryżu złodziej zjada swych wspólników. — Zeznania zrobione pociągają, za sobą wykrycie wątku. — Ale Furgat z ulicy Św. Ludwika, wyższym był nad te nędzoty. Znał on wszystkie bandy, a żadna go nie znała. — Nieraz się przytrafiło, że morderca wyznał przed sądem, o spełnieniu zabójstwa, z rozkazu nieznanego mu przywódcy. Opowiadał on o wyrytym znaku na ramieniu tego zwierzchni ka galerników. Ale jego nazwisko... mieszkanie... było mu niewiadome; niemógł nawet opisać jego postaci. Nie wierzono tym zeznaniom, aż do okrycia bandy brodatego Dumollarda.
Dostojnik spojrzawszy na trupa Furgata, rzekł:
— Jednakże ten człowiek miał to wszystko, a kilka uderzeń sztyletu tak łatwo koniec jego władzy położyły.
W téj chwili obejrzawszy się zobaczył łysą głowę wychylającą się z otworu niezamkniętego w posadzce. Dwie małe szare źrenice spoglądały z zadziwieniem na dwóch ludzi nieznajomych, którzy niewiadomo jakim sposobem wcisnęli się do téj kryjówki.
— Kto jesteś? — zapytał się zwany Waszą dostojnością.
— Ktoś ty jest?... — odparł tonem szydzącym człowiek łysy.
— Lecz po coś tu przybył?
— Pomódz wam jeżeli zechcecie.
Ali wydobył swój puginał.
— Nie rób głupstwa — zawołał mały człeczek — mógłbym zamknąć otwór w posadzce na ciężki zamek, a przebylibyście parę tygodni w niebardzo wygodnem położeniu... Powróciwszy po dwóch tygodniach lub po miesiącu, znalazłbym was w przykrym stanie.
— Nie potrzebujesz się obawiać, nie myślimy ci nic złego wyrządzić — rzekł dostojnik widocznie wzruszony.
— O wiem o tém dobrze — odpowiedział człowieczek i spoglądając na trupa leżącego w kącie, dodał:
— Zabiliście Furgata... O zaszliście za daleko — niebaczni... Czy sądzisz naprzykład, że cię inni uznają za swego przewódcę? Odkryłeś tylko tajemne wejście i nic więcéj. Możecie przetrząść cały dom i cóż — nic nie odkryjecie — nic zupełnie.
Możecie zburzyć cały gmach i jeszcze nie więcéj znajdziecie, jak to, coście już poznali — a zaprawdę, niewieleście się dotąd dowiedzieli.
— Co potem nastąpi? zapytał pan Alego.
— Co nastąpi powiem wam zaraz. Oto rada zbierająca się tu co trzy miesiące dla sprawdzenia rachunków, spostrzeże pewnego wieczoru, że jakiś obcy człowiek, w gwałtowny sposób ogarnął władzę naczelnika, którego ona tylko ma prawo obierać. Panowie ci nie wezmą cię na tortury, oni nie lubią nieużytecznych okrucieństw, lecz szybko uwiną się z tobą.
— Jakiż jest sposób uniknięcia tego niebezpieczeństwa?
— Jest tylko jeden. A naprzód czy jesteś godnym dowództwa?
Mamy prawo być wymagającemi. Człowiek pewny, nie zdolny do zdrady, jestto coś bezwątpienia, ale nie dosyć na tém. Trzeba nam wysokiego rodu, obawy utraty towarzyskiego stanowiska... Jednem słowem, nasz zwierzchnik powinien się lękać o siebie samego.
— Cóż trzeba zrobić wtedy?
— Użyć mnie do interesu.
— Niech tak będzie.
Mały człowiek wydobył z kieszeni rewolwer, i wszedł do pokoju.
— Och! rzekł przybyły, zaraz widać jak jesteście nowicyuszami. Mogę być uzbrojony bez wzbudzenia waszéj obawy, albowiem was jest dwóch, a byłoby mi bardzo trudno zabić naraz obydwóch... tymczasem muszę czuwać nad własném bezpieczeństwem.
Człowieczek zbliżył się do ciała byłego Furgata.
— Co chcesz z nim zrobić? zapytał się nieznajomego. Przedewszystkiem należy zatrzeć ślady waszéj nieprzezorności. Czy pomyśleliście o tém?
— Nie.
— Widzisz więc, żem dobrze zrobił kiedy tu przyszedłem....
— Jaki masz w tém interes?
— Zawsze działam bezinteresownie! byłem w służbie u Furgata, bo jestem biedak. Kiedy jeden żyć przestał, służę drugiemu. — Chcesz po nim objąć następstwo, nie sprzeciwiam się temu. Ganię tylko nierozwagę rzucania się lekkomyślnie w tak niebezpieczne przedsięwzięcie... Zobaczmy naprzód gdzie jest mój pan dawniejszy!
Mały człowiek wziął z pułki flaszeczkę z ja kimś eliksyrem i wlał w usta Furgata kilka kropel cieczy.
— Już się z nim wszystko skończyło. Potém postawiwszy filakonik na dawnem miejscu — zawołał: Ponieważ Furgat nic żyje, należy go więc pogrzebać.
Nazajutrz około 4 godziny po południu, pewien człowiek wyglądający na mieszczucha, przebiegał ulice przyległe przedmieściowi Ś-go Marcina. — W przechodzie czytał on wszystkie napisy zawieszone na domach, oznajmiające o pokojach będących do najęcia. Przebywszy ulice Wierności, Ś-go