Od téj epoki, tytuły już nie mają tego znaczenia w podarunku ślubnym, co stanowi zwrot rozumny publiczności, godny pochwały. Bo téż aż litość brała, widząc osła bez zdolności, nie umiejącego napisać kilku wyrazów ortograficznie, który był utrzymywany z łaski żony, żył jéj kosztem, pod pozorem że jego szlachectwo datuje się z czasów krucyat i ponieważ sprzedał trochę krwi zubożałéj, jakiemuś ambitnemu dorobkiewiczowi. Kapitan Forville, nie był ani głupim ani spekulantem; owszem czystéj rasy paryżaninem, dumnym ze swych epoletów, sądząc bardzo rozumnie, że jego stopień równa się szlachectwu, a gdyby przyszło mu wybierać jedno z dwojga, wołałby był stracić tytuł margrabiego, aby zostać kapitanem. Zaślubił on Klotyldę Kodom, bo mu się podobała, a że była bogatą tém lepiéj dla obojga.
Mimo tego podobne małżeństwa rzadko żyją szczęśliwie. Mąż nie miał czystego sumienia, honor robił mu pewne zarzuty. Mógł on przed tobą usprawiedliwiać się zdaniem, że jestem człowiekiem swojéj epoki i nie dbać o resztę, ale tajemny wyrzut truł mu serce. Jeździł powozem swej żony, jadł jéj trufle, grał za pieniądze swéj żony i były takie chwile, że o mało nie krzyknął:
— Ach pani czy te dobrodziejstwa nie skończą się wkrótce?
Skoro się Ach pani czy te dobrodziejstwa nie skończą się wkrótce?
Skoro się już ożenił, kapitan Bryan-Forville znalazł się w wielkim kłopocie. Ulokowano go w jednym pawilonie pałacu bankiera; ta czynność była dlań nieznośną. Kiedy poszedł do kasy dla odebrania procentu należnego mu od posagu, to mu się zdawało, że officyaliści bankiera spoglądali nań z ironją; postanowił więc posyłać kwity przez lokaja, a gdy lokaj powrócił z pieniądzmi margrabia pytał go surowo: — dla czego się śmiejesz? — Ja się nie śmieję panie margrabio, — odpowiadał lokaj. Margrabia mimo tego myślał: Ten błazen ma minę jakby mi chciał okazać, że owe pieniądze są tak łatwo nabyte. Zgoła, kapitan nie mógł już w tém położeniu wytrzymać. Zażądał więc aby go wysłano do Afryki, skąd przybywał tylko raz na roku do Paryża, i bawił tydzień u swéj żony.
Młoda margrabina piękna i tak wcześnie opuszczona, przyjęła hołdy pierwszego sekretarza pewnéj ambasady. U tego to zdołał zrabować szuflady Maucourt i tym sposobem zdobyć listy margrabiny, korespondencyą tak szaloną, że baron oszacował ją na 80 tysięcy franków. Margrabina dowiedziała się z ust księcia Laroche-Maubeuge, że Maucourt za oszustwo został skazany na piec lat więzienia. W toku procesu wykryło się, że ten rycerz nowego przemysłu, był istotnie synem barona Maucourt, który go uznał żeniąc się z swoją kochanką, handlarką ciastek w Palais-Royal.
Laroche-Maubeuge uwiadomił także, iż bardzo wiele mówią o małżeństwie między panną Charmeney i tym wielkim tajemniczym panem, którego spotkano w salonach węgierskiej baronowéj.
— Z lordem Trelauncy? zawołała margrabina.
— Tak pani.
— Jest to prawdziwy wzór gentlemena!
— Bez wątpienia, lecz nie mogę pomyśleć bez żalu o tym związku starodawnego imienia Francyi, z potomkiem jakiegoś tam korsarza angielskiego!
Piękna margrabina przygryzała wargi. Książę spostrzegł że między brytańskim korsarzem i bankierem holenderskim, zachodziła różnica tylko w użyciu rąk do łowienia bagactw. Chcąc więc błąd naprawić był tak czułym, uprzejmym, natarczywym, że margrabina powiedziała mu:
— Do jutra!
Laroche-Maubeuge przyszedł nazajutrz i dni następnych, a wkrótce nie mówiono tylko o tym związku w Paryżu. W lasku książę eskortował karetę pani Bryan-Forville. W Forville zawsze ich razem widziano i książę pojechał do wód Emskich w tym samym wagonie co margrabina; był to prawdziwy skandal. Bezimienny list uprzedził kapitana o tem co się działo. Jakiś podlec żartując z niego, radził mu nie zakłucać szczęśliwych chwil żony, które przez jego nieobecność, stały się rozkoszą dla kochanków.
Ze zlodowaciałem sercem, a głową w płomieniach, kapitan prosił o urlop i otrzymał go. We trzy dni poteny przybył do Paryża, wysiadłszy w hotelu na ulicy Tiwoli. Margrabia śledził swą żonę oraz księcia; kiedy już znikła wszelka dlań wątpliwość, podał się do dymisyi i pojechał do Szwajcaryi. W Bernie poszedł do ratusza i złożył deklaracyą, iż obiera sobie to miasto jako stałe siedlisko, w domu na ulicy pod numerem i t. d., w trzy miesiące po tém naturalizował się w Szwajcaryi i wrócił do Paryża.
— Pani, rzekł do swej żony, — rozwody nie istnieją we Francyi, ale egzystują w Szwajcaryi. Już nie jestem francuzem... jestem obywatelem Bernu. Rozpoczniemy proces... uzyskam rozwód, a wtedy możesz zaślubić pana Laroche-Maubeuge.
Margrabina zarumieniona, coś wyjąkała, zaczęła płakać.....
Rozwód nastąpił. W tem położeniu, nie wolno jest powtórnie wchodzić w związki małżeńskie we Francyi, ale rozwiedzionym nic nie przeszkadza ożenić się, lub pójść za mąż powtórnie za granicą. Margrabia zaślubił we Florencyi hrabinę Violi i wrócił do Paryża ze swoją drugą małżonką.
Bankier Kodom był zgryziony, gdyż skandal doszedł do jego wiedzy w tymże czasie, kiedy ruina majątkowa przywodziła go do pewnéj wściekłości. Rozwiązanie téj awantury sprawiło więcéj zadziwienia niż wzruszyło świat elegancki; nie wiedziano jak sądzić o postępowaniu pani Bryan-Forvilie, następstwa przekonały dowcipnisiów, że kapitan dozwolił dojrzeć swej zemście, aby lepiéj w niéj smakować.
...Jeżeli sobie czytelnicy raczą przypomnieć, zostawiliśmy Roberta Kodom zajętego gorączkowo układaniem rozległych projektów. Usiłowanie ambitnego muzułmanina ażeby spróbować swéj władzy, wcale się nie udało. Robert zgniótł go swoją czynnością. Dostojnik był tylko człowiekiem sztyletu i nic więcej, Robert człowiekiem idei.
Zaledwie zamknęła się brama, za odjeżdżającym Riazisem, kiedy Robert zajął swe dawne miejsce przy biórku i myślał:
— Otóż nieprzyjaciel oddalił się! ha sądził że już stał się panem położenia, ten zbieg azyatycki! ten krzykliwy instrument po którym ja wodziłem smyczkiem, a on mniemał że sam stanowi muzykę.
Za piętnaście dni — wcześniéj nawet, — jego znak tatuowany za pomocą winnego octu, zginie bez