Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/120

Ta strona została przepisana.

cy, niż w swym kraju. Ponieważ chciano się tylko pozbyć niespokojnego starca, przeto dozwolono mu sprzedać swoje dobra. Summę zebraną, szacują na ośm milionów. Jego galeryą obrazów wiozą za nim, a poświęca 150 tysięcy na jéj ukompletowanie. Przedstawienie nastąpi tego wieczora, prezentacya formalna, bo hrabia wprzód zwiedzi pracownię.
Nr. III. Jestem oczarowaną! Ubranie szmaragdowe, w którem znalazłam plamy białawe, za skazy przezemnie uznane, ma podwójną wartość dla téj właśnie przyczyny. Dzień będzie korzystny. Nowe polecenie przez hr. Remenhoff bardzo gorące, o bardzo gorące; o 7 godzinie.
— Ten Riazis ma zawsze dobre pomysły i rady, — zawołał ucieszony Kodom. Daléj w drogę! mogę zebrać tego rana do 100,000 franków z eskonty! pozostają mi kopalnie, — niegodziwe kopalnie na Erquelines — To trzeba negocyować w Mons. Ośmdziesiąt minut drogi koleją. Więc ruszajmy do Mons.
O siódméj godzinie kiedy podróżny z Mons wrócił do hotelu, miał minę tryumfującą, która go cały dzień opromieniała.
— Syn czeka pana w salonie, — rzekł rządca hotelu. — Nie mogłem otworzyć gabinetu bo pan zabrał klucze.
— Roztargnienie, nic więcéj, — odpowiedział Kodom, zacierając ręce.
Otworzywszy drzwi, ujrzał stosy złota i biletów bankowych ułożonych nakształt wałów fortecznych. Maryanna obojętnie paliła swe wieczne cygaretto i za wejściem swojego pana zaledwie rzuciła nań spojrzenie.
— Kosztowności warte są sto dwadzieścia tysięcy franków, powiedziała bez wzruszenia.
— Sto dwadzieścia tysięcy, zawołał bankier z podziwieniem.
— Są tutaj na kominku.
— Chcesz ażebym cię ucałował?
— Już nie dbam o to. Ale policz pan, dobry rachunek tworzy dobrych przyjaciół, mówi przysłowie.
Obiad szedł wesoło. Kodomowi nie zbywało na dowcipnych anegdotkach, za które mu podziękowała uśmiechem między podaniem lodów a winem szampańskiem. Ponieważ bankier w zapędzie radości, chciał się ociągać ze sprzedażą, a tem samém i z zebraniem jak najspieszniéj tak znakomitych kapitałów, przeto Maryanna postanowiła go powstrzymać od wszelkich wybryków.
— Nie przybyliśmy tutaj dla zabawy, panie Robercie! i nie zapominaj że hrabia Remenhof, czeka na mnie. Potrzebuję przedstawić się mu świetnie, a więc muszę wrócić do mego hotelu, trzeba ażebym się okazała w pysznéj toalecie, jak tylko mogę najkorzystniéj.
Zmaczała więc usta w kieliszku wina i zanuciła piosnkę pożegnania. Kodom poszedł za nią jak niedźwiedź upokorzony. Bankier kazał zapalić wszystkie kandelabry, jednym jego zbytkiem były świece: potem podał rękę Maryannie i zaprowadził do tajemniczego gabinetu. Przyszedłszy tam wziął się do podsumowania swoich rachunków, wpisując fundusze przywiezione z Mons oraz zyskane z eskonty i ze sprzedaży klejnotów, które razem stanowiły cyfrę pieniężną nie do pogardzenia. „Wynosi to około sto tysięcy talarów, rzekł do siebie chowając pieniądze do szuflady w biórku, wprawdzie bagatela, ale która w samą porę przybywa.
Robert niekiedy zbyt głośno się wynurzał, co też męczyło młodą kobietę. Ratowała się ona jak mogła, to paleniem cygaret to innemi środkami, okazując najzupełniejszą martwotę na jego uniesienia.
— Oszukano mnie, — mruczał Robert zdesperowany tą obojętnością. — Panna nie jesteś Maryanną z żelaza, ale z lodu. Widok summy w dwunastu godzinach zebranéj, nie wymusi na tobie najmniejszego wzruszenia?
Zbliżyła cygareto do świecy, zapaliła go i wypuszczając kłęb dymu, który w połowie połknęła, resztę nozdrzami wydmuchiwała.
— Nie gonię za pieniędzmi, — rzekła, — jedynym celem mego życia jest uleczyć serce zranione...
Kodom wzruszył teatralnie ramionami, co w jego retoryce oznaczało zadziwienie. Dumna kobieta odezwała się znowu:
— Nie mówię o moim sercu, chciej mi zawieżyć, bo bym dlań tyle trudów nie ponosiła.
— Moje lube dziecię, ja nie badałem tego rodzaju tajemnic, jednak jestem gotów słuchać cię z pobłażaniem ojcowskiem. Bądźmy poważni i zgodni, jedno nie wyłącza drugiego. Według naszéj ugody winienem ci 100,000 franków w monecie brzęczącéj, a od ciebie należy się miesiąc posłuszeństwa i popierania mnie. Mógłbym ci zwrócić wolność za nową i honorową umową dla nas obojga, ale uznałem twe szacowne przymioty i dla tego obstaję przy moim kontrakcie. Tu już twych usług nie potrzebuję, lecz kto wie czy jutro?
— Mów pan daléj, jesteśmy na stanowisku handlowém.
— Zapewne, ale nie jestem despotą, jak ci się to zdaje. Jesteś ze mną współdziałającą i moją niewiastą na miesiąc, tylko na dni trzydzieści chciéj zauważyć! Przyrzekłem ci 100,000 franków, pensyi co uczyni 1,200 luidorów na tydzień, niezgorsza sumka. Otóż nie mam najmniejszéj pretensyi przywiązywać łańcuch z kulą do twéj delikatnéj nóżki, lecz przysięgnij że przybędziesz zawsze na me rozkazy, ile razy zażądam, a zostaniesz wolną od jutra; wolną zastrzeżeniami wymuszonemi przez potrzeby, których wcale wywoływać nie będę. Tu leży pięćdziesiąt tysięcy franków któremi możesz rozporządzać, czy to na teraz wystarcza?
— Pan mi nie staniesz się dłużnym po ekspiracyi kontraktu.
— Bronzowa głowa!.. a jeżeli mi jest dogodném mieć raz w życiu do kogo zaufanie?
— Przez ciekawość zapewne?
— Więcéj niż to, bo mam ufność z któréj sobie nie umiem zdać rachunku. Nie jestem świętym, lecz zaczynam wierzyć, bo zresztą przybyliśmy do kraju arcykatolickiego. Ale dajmy pokój słowom na wiatr rzuconym. Jesteś owładnięta namiętnością, jakimś szaleństwem, masz tajemnice od Których zasłony nie mam zamiaru uchylać, chociaż ona panuje nad tobą. Mogę się obejść bez ciebie, spiesz za twém przeznaczeniem tajemniczem i przybywaj w pomoc mojemu, gdy cię powołam, — czy zgoda?