szczęściem że nie miał tłumoka do ekspedyowania, zajął więc oddzielny dla siebie przedział w wagonie, jako Jasny Pan który chojnie sypie pieniędzmi. Tam przebiegając oczyma Independance, Robert Kodom przybył do Antwerpii. W czasie podróży długo rozmyślał, bo jedna wątpliwość bardzo jego umysł zajęła; czy wypada przybrać mu jakiebądź nazwisko, — co mu było łatwem mając poddostatkiem rozliczne paszporta, wyszle z drukarni stowarzyszenia dwudziestu i jeden. Czy nie byłoby lepiej nosić własne nazwisko i z czołem śmiałem, postępować aż do końca w swoich kombinacyach?
Tu długo się zastanowił. Wszelkie prawdopodobieństwo powodzenia jest po mojéj stronie, myślał Kodom. — W razie podejrzenia, muszą się dwa razy obejrzeć nim ośmielą się oskarżyć pierwszego bankiera, znanego całemu światu. Nadto miljony olśniewają ludzi poczciwych składających sąd przysięgłych; zresztą jeżeli ucieczka jest możliwa dla Jana, Pawła lub Chryzostoma, nie może być trudniejszą dla Roberta Kodom, który posiada środki płacenia potrójnie za konie pocztowe, i zakupienia okrętu na swój użytek osobisty. Nie mniej wszakże drapał się po głowie, a pogryzione paznogcie świadczyły o trapiącéj go wątpliwości.
Fizyognomia moja jest znana, — zauważał znowu Kodom. Tak, ale wezmę kilka lekcyi od Maryanny Fer, jestem dosyć pojętny, dwie godziny nauki, a mogę stać się podobnym do missyonarza, gotującego się na męczeństwo w Indo-Chinach. Kraj wyborny Indo-Chiny!... trzeba było postudiować autorów klasycznych.
Za przybyciem do miasta kazał ostrzydz się i ogolić; tak odmłodzony w hotelu zażądał rocznika wszystkich armatorów, z którego wynotował nazwiska najznakomitszych. Po wybadaniu rzekł do siebie: Nie o ilość ale o jakość tu idzie, w tym względzie trzeba się poradzić, bo kiedy rozpoczęta gra, nie należy jéj zaniedbywać. Zadzwonił więc na garsona i prosił aby dyrektor zakładu chciał przyjść do niego.
Młody człowiek rumiany, wyprostowany jak świeca w swym czarnym ceremonialnym ubiorze, wkrótce się zjawił w pokoju Kodoma, grzecznie go pozdrawiając. Robert wyjął kartę z neseserki malakitowéj i położył ją na stole:
— Chciej być tyle uprzejmym panie oberżysto, naprzód zapisać moje nazwisko w twoich regestrach podróżnych. Następnie będę ci bardzo wdzięczny za poświęcenie kilku minut na rozmowę ze mną. Potrzebuję bowiem niektórych objaśnień o waszem mieście, a po elegancyi tutejszego hotelu widzę, że możesz mi pan udzielić lepszych informacyi niż ktokolwiek inny.
Piękny człowiek ukłonił się znowu, i uniżenie zapisał nazwisko sławnego bankiera. Jego wiekuisty uśmiech pochodzący z przywyknienia do służalstwa, jeszcze był pokorniejszy.
— Jakto panie! byłżebyś znakomitym bankierem Robertem Kodom? zawołał hotelnik z entuziazmem członka akademii, któremu się udało dostrzedz kometę.
— Zdarza mi się często słyszéć podobny wykrzyknik — odpowiedział Kodom z uśmiechem dobrego humoru. Niech to pana nie utrudza, dodał usiłując swojemu uśmiechowi nadać pozór dobroduszności.
— Teraz wierzę że mnie się dostał zaszczyt posiadania takiéj znakomitości w naszym hotelu.
— Zaszczyt nie długotrwały z moim wielkim żalem, nająłem bowiem w Brukselli hotel na czas mojego pobytu w Belgii. Jednak będziemy mieli sposobność widywania się czasami, gdyż mam w waszym porcie znakomite przedmiota do ekspedycyi. Czy możesz mi pan wskazać statek wkrótce odpływający do Japonii?
— Tak jest szanowny panie, mamy okręt Hrabia Flandryi silny i dzielny trzechmasztowiec, wyruszający w drogę w końcu tygodnia. Dziś piątek 15-go, odjazd nastąpi 20-go.
— Tego mi właśnie potrzeba. Lecz pojmujesz pan, że musi to być statek mocny i kapitan zdolny, gdyż skrzynie które mu powierzę, obejmują znakomite wartości, naczynia złote, koronki i przeszło milion franków.
— Jest to liczba nie mała, ale hrabia Flandryi stanowi chwałę naszéj marynarki kupieckiéj. Nie zaszkodzi jednak przezorność w takich razach, ażeby się od wszelkiego rezyko zabezpieczyć.
— Dajesz mi pan dobrą radę, wyborną rzeczywiście. Ach kochany panie, niech wiem jego nazwisko?
— Jan Sbogers do usług pana.
— A więc panie Janie Sbogers, rozwiązanie całéj kwestyi na tem się zahacza, aby wiedzieć, czy towarzystwa zabezpieczeń waszego miasteczka, dają dostateczną rękojmią...
— Nasze miasteczko! rywalizuje panie z Amsterdamem i portami najznakomitszemu Pieniądze. napływają, a wielkie towarzystwa wystarczą na wszelkie wypadki dotyczące żeglugi. Znajdziesz pan dziesięć konkurujących z sobą, które rozporządzają milionami.
— I pan mi radzisz udać się do...
— Mój Boże, istny kłopot w wyborze, bo każde jest potężne. Mamy Jeneralną kompanią, Opatrzność, Przezorność, Słońce i t. d. Kodom notował sobie w pugilaresie nazwiska kompanij.
— Jeżeli pan pozwoli, odezwał się hotelnik — będę miał zaszczyt i przyjemność przedstawić go jednemu towarzystwu ubezpieczeń.
Jan Sbogers tropił za wynagrodzeniem.
— Och! nasza znajomość jest zbyt świeża.
— Nazwisko pana wystarczy wszędzie.
— Bezwątpienia, bezwątpienia! pomówiemy o tem znowu, kiedy przybędą skrzynie, które wczoraj kazałem dostawić na stacyą kolei, i po odebranie takowych muszę iść zaraz do bióra ekspedycyjnego.
— Tak kosztowne rzeczy lepiej było zabrać z sobą, dla nadzoru na stacyach, bo pomyłka łatwo wkraść się się może.
— Alboż mam czas czuwać nad szczegółami, kiedy w tym miesiącu, cztery podobne wysyłki dopełnić musiałem. Za każdym wyrazem Roberta, hotelnik okazywał dlań coraz większe uwielbienie dochodzące do fetyszyzmu. Kodom wyświeżony zmieniwszy ubranie, wyszedł dla zrobienia wycieczki po mieście. Jan Sbogers zachwycał się z ekstazą postawą nie-