Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Hotelnik zastosował się po żołniersku do rozkazów dostojnego gościa. Była to prawdziwa illuminacya, jakby w uroczytość Ś-go Leopolda.
— Cudownie, teraz możesz pan odejść.
Zostawszy sam, Kodom poodwijał swój drogocenny serwis i teatralnie zastawił go na stole o 40-u nakryciach, następnie na obszernéj konsoli pod największem lustrem, pokładł jakby od niechcenia, korespondencye, faktury, garście złota i kupy biletów bankowych. Nadto uchylił nakrycie skrzyń zawierających koronki, nie wnosząc je wszakże do oświetlonego salonu, lecz zostawiając w pokoju sypialnym niejako w półcieniu, nie dozwalającym więcéj dopatrzyć jak tylko nagromadzone towary.
Kiedy według z góry powziętego pomysłu wszystko przygotował, Kodom zabrał się do swojéj toalety, którą z całą kokieteryą modnego dandysa urządził, przywdziawszy świeże suknie, bieliznę, oraz poprawiwszy fryzurę, podróżnym kaszkietem do nieładu przywiedzioną. Po ścisłym przeglądzie w lustrze, rzekł do siebie: Teraz jeżeli nie mam miny zdobywcy, to już przyszłoby zrzec się wszystkich moich zamiarów.
W téj chwili zapukano do drzwi dyskretnie, Kodom pośpieszył otworzyć. Wszedł młodzieniec dobrego wzrostu, ubiór jego i postawa były bardzo dystyngowane, chociaż nie cechowały się manierą na wzór salonów paryzkich. Młody człowiek wszedłszy poważnie, skłonił się bankierowi.
— Pan Van der Brocken, bez wątpienia; — rzekł Robert otwierając drzwi jak najszerzéj.
— Van der Broken przybyły na pana zaproszenie, który będzie usiłował nieść mu swoje usługi. Powiedziawszy to z godnością młodzieniec, jakby olśniony blaskiem złota i światła cały pokój zalewającego, zawołał:
— Ach! na prawdę jesteśmy u sułtana z tysiąca nocy i jedna!
— Przynajmniéj tylko, w zwyczajnym hotelu pana Sbogers, — rzekł Kodom prosząc uprzejmém skinieniem, aby przybyły młodzieniec usiadł na podanem krześle.

XXXI.
Kaprys Roberta Kodom.

— Ach panie, powiedział armator, — pozwól mi obejrzeć kosztowności tego seraju.
— Jak się panu podoba, lecz niestety sułtan dla którego te prezenta są przeznaczone, nie znajduje się w moim seraju. Szacowny tutejszy gospodarz musiał pana uprzedzić, że te wszystkie piękne rzeczy, są zbyt uciążliwe dla biednego bankiera jakim ja estem.
Armator uśmiechnął się przyjemnie, a uśmiech ten oznaczał: byłbym bardzo zadowolony, gdybym posiadał majątek pana. Kodom mówił daléj.
— Oznajmiam panu, że te naczynia złote przeznaczone są dla Taikuna Japońskiego, a nadto iż rachuję na dzielny jego okręt hrabia Flandryi, któremu chciałbym zabezpieczyć jak najszczęśliwszą podróż.
— Będziemy się starali aby płynął po morzu aksamitnem. Ile też pan cenisz w przybliżeniu ładunek, który nam łaskawie chcesz powierzyć?
— Zobaczmy! O nie przeciążę zbytecznie waszego okrętu. Oto są najcięższe przedmioty które chcę wysłać. — I Kodom powiedziawszy to wskazał na złoty serwis, następnie rzekł: — Wszystkie inne skrzynie zawierają tylko koronki, oczekuję w tój chwili jeszcze bardzo kosztownych towarów.
Gospodarz zasztukał lekko do drzwi dając znak według umowy, o przybyciu dostawców.
— Niech wejdą, — zawołał Kodom.
Dwóch młodzieńców w kwiecie wieku, z ogromnemi faworytami podobnemi do wachlarzy, weszło z miną tryumfującą. Pierwszy niósł suknię koronkową cudnéj piękności, z takiem uszanowaniem jakby niósł jaką świętość. Drugi uginał się pod ciężarem pakietów.
— Przepraszam że odrazu nie mogłem przynieść wszystkich towarów, bo z takiemi rzeczami trzeba się delikatnie obchodzić. Sbogers przewracał swe okrągłe oczy jak gałki, wołając:
— Boże wielki! to prawdziwe cudne naczynia, ta suknia stanowiłaby piękne nakrycie dla mojego hotelu.
Kodom gasząc zapał hotelnika, polecił mu przynieść madery dla poczęstowania kupczyków z towarami przybyłych, a potem zwróciwszy się do nich rzekł: — panowie przynieśli swoje rachunki?
— Nie przepomnieliśmy o tem panie....
Robert obojętnie poszedł do konsolki, wziął w palce potężny zwit biletów bankowych i obróciwszy się do armatora, rzekł:
— Mój Boże, martwi mnie niesłychanie, że pana tak przjmuję — ale interesa, przedewszystkiem interesa! Chciej pan tymczasem zabawić się temi gałgankami, dodał, wskazując na suknię i paki z koronkami. Następnie przystąpiwszy do kupczyków, powiedział: — Oto należność według rachunku, jesteśmy w porządku nieprawdaż?\
Gospodarz hotelu zjawił się, niosąc zakurzoną butelkę.
— Nalej tym panom! rzekł Kodom i pożegnał komisantów skinieniem głowy.
Teraz Van der Brocken uważał za obowiązek oświadczyć swój podziw owemu Krezusowi, rzucającemu zwity banknotów tak obojętnie, jakby dał dwa su ubogiemu.
— W istocie muszę wyznać, — rzekł armator, — że mnie pan wprowadziłeś w krainę zaczarowanych wieszczek.
— Już uprzedziłem pana, że te wszystkie cudowne rupiecie, popłyną 20-go tego miesiąca na pańskim okręcie, a potem znowu musimy powtórzyć taką wysyłkę. Mówiłeś pan o kraju zaczarowanym, za prawdę, czy pozwolisz poprowadzić się śród tych czarów aż do końca? Mamy przed sobą serwis istotnie królewski, dotąd przez nikogo nietknięty, sądzę iż zgodzisz się pan na to, abyśmy pierwsi spróbowali jeść na tych złotych półmiskach. Tak co za myśl. Dalipan na starość zostałem fantastykiem. W każdym wypadku jest to szaleństwem, bardzo osobliwem, z którego za powrotem do Paryża, będą się śmiać koledzy klubowi.
— Ach! panie bądź łaskaw....
— Nie, nie będę łaskaw, musisz zgodzić się na przyjęcie udziału w tej skromnej biesiadzie. Jestem tu sam, i nie oprę się tej ekscentryczności, która mi przyszła do głowy. Pan zaś nie będziesz tyle okrutnym abyś mi dozwolił samemu objadować. Zresztą każdy uczciwy człowiek ma zwyczaj raz na dzień objadować. To już rzecz skończona.