Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/128

Ta strona została przepisana.

— Oto są palce stworzone do beodykowania rzekł młody człowiek. Lecz zacznijmy od początku. Mam zaszczyt przedstawić panu Roberta Kodom, nababę z Chaussee-d’Antin, który uwziął się zasypać i zapełnić cały nasz okręt, wszystkiemi osobliwościami jakie tu pan widzisz.
— Och, och! czy jesteśmy w Indyach a nie w portowem mieście Antwerpia, zapytał p. Boës z najwyższem zachwyceniem i obszedł cały salon dotykając koronek.
— Ci antwerpczykowie muszą rozpocząć swój przegląd od własnych produktów, bo od koronek, zauważył Kodom.
— Ale to jedynie cesarzowa może zapłacić takie cuda, rzekł starzec zwijając i rozwijając koronki. Szczegolniej suknia zwróciła jego uwagę. P. Boës był niepospolitym łacinnikiem, przy téj więc sposobności nieomieszkał zacytować metamorfozy Owidiusza i nieszczęścia Prognusa. Wypłaciwszy tem dług uwielbień dla przemysłu narodowego, rzekł: — A ten serwis godny sułtana?
— Jeżeli pan zezwolisz będzie nam służyć tego wieczora, odpowiedział Kodom sadowiąc obydwóch zaproszonych po bokach stołu, sam naprzeciw nich usiadłszy. Podano zupę.
Nie mamy wcale zamiaru wdawać się w specyalność kuchenną, która taki obszar zajmuje w dzisiejszej literaturze. Nie było to wesele Gamasza, ani uczta Trimalciona, lecz szereg potraw wyszukanych, raczéj godnych ody poety rozkochanego. Trufle w tym obiedzie największą odgrywały rolę. Szmaragdy Renu, następowały po opalach Renu, lecz nade wszystko wino było szlachetnym napojem z Bordo. — W czasie międzyakta zastępującym, po dzielnéj walce z obfitemi potrawami, a poprzedzającym podanie deseru, Jan Sbogers we własnéj osobie, w białych rękawiczkach, wyświeżony wszedł krokiem miarowym i postawił na środku stołu arcydzieło pasztetnicze, przypominające wszystkie dawne architektury. Był tam styl Pantenonu, gotycki i domu Inwalidów uczenie skombinowany. Amorki z cukru umieszczone były szeregiem na galeryi otaczającéj piramidę, a róże tworzyły girlandy nakrycia, zrobionego z biszkoptów turyńskich.
W téj chwili toczyła się gorąca rozprawa naszpikowana cytacyami, między młodym armatorem, któremu klasycy z głowy nie wywietrzeli i starym erudytem, usiłującym dowieść jak należy rozumieć tekst przytoczony.
— Zapewniam pana że Vitruviusz...
— Utrzymuję, że komentarze do Cezara...
Resztę się domyślacie jak paląca była rozprawa, na tém polu czczej szermierki. Kodom nie miał innego lekarstwa na ugaszenie pożaru wewnętrznego przez zaciętych łacinników, jak nalewać kielichy. Ale ogień dostał się do min podziemnych, wybuch lada chwila mógł nastąpić.
Tymczasem przynoszono faktury, a za niemi przybywały towary. Przeciwnicy zatrzymywali się wtedy, ażeby obejrzeć przyniesione przedmioty, a potém wracali do Vitruwiusza, rozdziału IV paragrafu 6-go. Bankier korzystając z toczącéj się walki, prosił o pozwolenie oddalenia się na moment dla odetchnięcia świeżem powietrzem.
Poszedł więc do swego pokoju i w czasie, krótszym niż potrzebujemy na opowiedzenie tego co tam zrobił, wyjął z torby podróżnéj dwie kule żelazne okręcone strunami baraniemi. Wsunął je z największą ostrożnością na dno owych skrzyń chemicznie przygotowanych, jak tego byliśmy świadkami, w czasie dokonywanéj operacyi. Koniec struny wsunął w dziurkę prawie niewidzialną, która się znajdowała na spodzie skrzyń obydwóch, zrobiwszy mocny węzeł na końcach zewnątrz wystających, resztę zaś strony uciął przy samym węźle; następnie deszczułki na dawnem miejscu położywszy i wieka nakrywszy, wrócił do stołu, zimny, spokojny i uśmiechnięty jak wprzódy. Dwaj przeciwnicy nawet nie spostrzegli jego nieobecności. Pogodzili się oni nareszcie, gdyż Vitruwiusz był górą. Co do arcydzieła pasztetniczego, takowe zrujnowane zostało w czasie zapalczywej walki łacinników; kawa czarna i zastęp przyniesionych likierów, szczególnie rozbroił walczących.
— Czas jest ażeby odnieść do kuchni serwis, dla dokładnego oczyszczenia, rzekł Kodom do gospodarza hotelu. Następnie każ złożyć złote naczynia w moim gabinecie, ażeby nie spóźnić się z ich zapakowaniem.
I obróciwszy się do swoich gości, którzy jeszcze rozprawiali dla okazania iż są zupełnie przytomni, rzekł:
— Darujcie panowie, że wam ofiaruję kawę, w porcelanie naszego gospodarza pana Sbogers. Spodziewam się za powrotem statku hrabia Flandryi, iż ten drogi Taikun dozwoli uczęstować was prawdziwą mokką w prawdziwej porcelanie japońskiéj.
— Gdybyśmy poszli obejrzeć Zdjęcie z krzyża Rubensa? zapytał młody Van der Brocken, zaczynający bełkotać po szóstym kieliszku likieru, a dwudziestym wina.
— Tak pan sądzisz, że o téj późnéj godzinie w nocy, możemy oglądać arcydzieła, odpowiedział po ojcowsku Kodom.
— A więc przy pochodniach... będzie to orginalnie, nie prawdaż?.... Pan Boës z głową zwiśniętą na piersi, dodał na pół rozmarzony:
— Powierzchowność naszego kościoła Panny Maryi jest najszlachetniejsza i najwspanialsza. Jego budowa cały wiek trwała, bo od 1380 do 1494 zresztą mniejsza o ścisłą datę arcydzieła, według planu i rysunków Ametiusa. Tu zamarły wyrazy na ustach starca. Jego przeciwnik klasyczny złożył już broń, bo spał od kilku minut, p. Boës opierał się długo, ale w końcu i najwaleczniejsi padają snem zwyciężeni.
Hotelnik uwiadomił Kodoma, że wszystko według rozkazu uporządkowano w jego pokoju. Rosert dał znak aby wyszedł jak najciszej, co też nie omieszkał wykonać, poglądając z tryumfem na śpiących biesiadników. Kodom nic nie stracił ze swéj przytomności umysłu, ani ze stałości w swem postanowieniu. Zostawił on w spokoju swoich gości, dozwalając im marzyć o greckich świątyniach i rzymskich cyrkach; Bachus się niemi opiekował. Wszedł do pokoju sypialnego, lecz tym razem dobrze drzwi zamknąwszy, dla uniknienia jakiéj niespodzianki. Złote naczynia i cały serwis schował pod łóżko, zasunąwszy dobrze firanki, aby je ukryć przed okiem ciekawem. Dwa półmiski i sześć talerzy, zakupione przez bankiera, zostały ułożone na wierzchu pudła, w którem znajdowało się żelaztwo. Był to najcięższy pakunek, bo złoty serwis przeznaczony dla Taikuna. Skrzynie z koronkami były napełnione wyborem dobrze skombinowanym z ostatnie-